Festiwal Tsechu w Wangdue – Bhutan

W VIII i IX wieku naszej ery tereny dzisiejszego Bhutanu oraz Tybetu odwiedzał słynny indyjski jogin Padmasambhava (tyb. Guru Rinpoche), który wprowadził na ten obszar buddyzm tantryczny. Jest on uznawany do dziś za jednego z największych mistrzów buddyjskich oraz twórcę pierwszej szkoły buddyzmu tybetańskiego – Ningmapa. Znany jest również z tego, że wiele ze swoich zaawansowanych nauk tzw. term ukrył w różnych miejscach, aby w odpowiednim czasie zostały odkryte przez właściwych ludzi, joginów zdolnych rozpoznać ich głębokie znaczenie – tzw. tertonów. Dzięki temu nauki te przetrwały okres między innymi prześladowania buddyzmu za panowania tybetańskiego króla Langdharmy. W samym Bhutanie Guru Rinpoche związany jest ze świątynią Taktsang („Tygrysie gniazdo”), perłą bhutańskiej architektury zbudowanej na zboczu skały, na wysokości ok. 500 metrów nad ziemią w dolinie Paro, gdzie przez pewien czas mieszkał i medytował wraz ze swą partnerką. Aby uczcić pamięć wielkiego Padmasambhavy obchodzi się corocznie, we wszystkich bhutańskich dzongach, święto Tse-chu.

Dzong, warowna budowla będąca połączeniem świeckiego centrum administracyjnego oraz klasztoru buddyjskiego gości w ten dzień większość zamieszkałej w okolicy ludności.

Bhutan jest obecnie jedynym krajem na świecie gdzie religią państwową jest buddyzm tantryczny (tybetański), a rodzina królewska ufundowuje świątynie i klasztory.

Festiwal Tse-chu (czyt. Tse-czu) odbywa się na środku dziedzińca, wokół którego zajmuje miejsce publiczność. Przybyli z całej okolicy mieszkańcy rozsiadają się na przyniesionych ze sobą kocach. Wszyscy ubrani w odświętne, bardzo kolorowe stroje. Zgodnie z zaleceniami króla Bhutańczycy bardzo dbając o zachowanie swojej odrębności kulturowej noszą wyłącznie narodowe stroje. Tradycyjnym ubiorem mężczyzn jest gho, a kobiet kira.
Zarówno kobiety jak i mężczyźni wchodzący na teren dzongu zakładają dodatkowo odświętne szarfy. Jest to oznaka szacunku, ale i wymóg formalny. Mężczyźni noszą jasno kremowe bawełniane szarfy, kobiety kolorowe, wzorzyste, natomiast jeszcze inny rodzaj zakładają wojskowi i policjanci. Dzięki ubiorowi od razu można odróżnić obcokrajowców, których w Bhutanie jest z roku na rok coraz więcej mimo bardzo wysokiej ceny za pobyt.

Głównym przedstawieniem święta Tse-chu są tańce cham. Tancerze – mnisi przywdziewają z tej okazji wspaniałe stroje i przy dźwiękach talerzy, bębnów i trąb wirują w niesamowitych pozach. Kostiumy są różnorodne, niektórzy z tancerzy mają na twarzach maski z podobiznami zwierząt, inni kolorowe szaty z gniewnymi wizerunkami strażników nauk. W przerwach między występami publiczność zabawiają “klowni” w maskach z wielkimi nosami.
Festiwal trwa po wiele godzin przez trzy dni i ma bardzo różnorodny program. Oprócz tańców pojawiają się kobiece chóry śpiewające pieśni, na przemian z recytacjami mantr oraz procesjami z kadzidłami, których piękny zapach dopełnia całości.
Wśród publiczności panuje luźna atmosfera, jedni są przejęci dźwiękami i widowiskiem, inni w iście piknikowym nastroju spożywają przyniesione ze sobą posiłki i gaworzą wesoło.
Z górnych okien dzongu całej zabawie przyglądają się dostojnicy klasztorni oraz zaproszeni goście.
Dzieci reagują chyba najbardziej spontanicznie, śmiejąc się biegają, a czasami z trwoga i zaciekawieniam przyglądają się tancerzom. Bhutańczycy są bardzo troskliwymi rodzicami. Oboje rodzice w równym stopniu zajmują się opieką nas swoimi pociechami, a nawet częściej niż w innych miejscach na świecie widuje się ojców zajmujących się troskliwie dziećmi.
Miejscowe piękności także wykorzystują sposobność do zaprezentowania się. Tego typu uroczystości to przecież wspaniała okazja do towarzyskich spotkań. Wszystko odbywa się w bardzo miły, naturalny sposób, z lekką dozą nieśmiałości i skromności…
Obcokrajowiec, szczególnie biały wzbudza w takim otoczeniu uśmiech, życzliwość i zaciekawienie, a obiektyw aparatu nie robi dla nikogo żadnego problemu.
Stare zabudowania otaczające plac, na którym odbywa się festiwal dodają całej scenerii niesamowitego uroku. Siedząc wśród tych życzliwych, uśmiechniętych ludzi można poczuć się jak w bajce i dobrze zrozumieć czym jest wywodzące się właśnie z Bhutanu określenie “szczęście narodowe brutto”.